Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 62
– Co ci do tego glupiego lba strzelilo, zeby wywlekac ich personalia! – wykrzyknela we wzburzeniu do Okretki po lekcji.
– Nie wiem, o Boze! – jeknela Okretka. – Pytala mnie i pytala, i patrzyla na mnie, i juz nie moglam tego zniesc! Juz wolalam wymyslic cos, czego nie wiem, zeby chociaz na chwile odwrocic jej uwage!
– Wrobilas mnie! Wiadomo bylo, ze padnie na mnie. Wiadomo, co teraz bedzie. Czy ty naprawde myslisz, ze ja mam czas uczyc sie wylacznie historii? Zebys pekla!
– O Boze, juz daj spokoj, ty to wszystko i tak umiesz! Juz niech ci bedzie, bede z toba sledzila bandziorow i kradla zegarki, tylko przestan sie mnie czepiac! Przedtem ona, teraz ty!
– A, wlasnie – powiedziala Tereska ponuro. – Prosze bardzo, nie kradnij. Mnie wrabalas w historie, mozesz jeszcze teraz zmarnowac zycie porzadnemu czlowiekowi. Pare takich drobnostek wiecej i umrzesz jako szlachetna postac!
– Zwariowalas, jakie zycie, jaka postac?! – zdenerwowala sie Okretka. – Jakiemu znowu czlowiekowi?
– Nie kloccie sie – powiedziala grobowo Krystyna. – Jest chemia i ona znowu cos przyniosla. Znow bedziemy smierdzialy przez tydzien, nie wiadomo czym, a ja dzisiaj ide do teatru…
Dopiero w drodze powrotnej ze szkoly Tereska mogla opowiedziec Okretce o zwierzeniach Krzysztofa Cegny. Przedstawila je tak obrazowo, ze Okretka poczula sie przejeta i odmowienie pomocy uznala za rzecz niedopuszczalna. W pierwszej chwili chciala wprawdzie zapytac Tereske, co ja obchodzi Krzysztof Cegna i jego plany zyciowe, w trakcie konwersacji jednakze zmienila zdanie i Krzysztof Cegna, sam w sobie sympatyczny i budzacy zyczliwosc, stal jej sie nagle dziwnie bliski. Przypomniala sobie swoj wlasny kaktus, za ktory powinien otrzymac jakas rekompensate. Jasne, ze nalezalo mu pomoc!
– Moglybysmy wysledzic ten samochod, gdybysmy wiedzialy, gdzie mieszka wlasciciel – mowila Tereska w przyplywie zapalu i natchnienia. – On nam tego nie powie, bo sie bedzie bal, ze sie na cos tam narazimy. Ale znamy numer i mozemy sie same dowiedziec. To jest Srodmiescie, trzeba isc do odpowiedniego miejsca i zapytac, czyj to samochod.
Okretka sluchala, czujac z jednej strony szlachetny zapal, a z drugiej narastajaca panike. Najwyrazniej w swiecie w najblizszej przyszlosci czekaly ja jakies potworne wrazenia.
– Gdzie jest takie odpowiednie miejsce? – spytala niepewnie.
– Nie wiem. Tam gdzie sie rejestruje pojazdy mechaniczne. Januszek bedzie wiedzial, a jak nie – to pan Wlodzio.
– Kto to jest pan Wlodzio?!
– Kierowca dyrektora mojego ojca. Podrzuca mnie czasem do szkoly.
– I uwazasz, ze w tej rejestracji tak ci od razu powiedza? Bez powodu?
– Wymysle cos, musimy zelgac jakis powod. Na przyklad, przejechal mnie i teraz go szukam, zeby dostac odszkodowanie.
– Po smierci?
– Glupias, nie przejechal mnie na smierc, tylko troche. Obaj mnie przejechali.
– Tak kolejno przejezdzali przez ciebie, a ty z tego uszlas z zyciem? Ja nie wiem, czy to dobrze…
Okazalo sie, ze niedobrze. Narada z Januszkiem, jaka Tereska odbyla poznym wieczorem, kazala jej zmienic zdanie. Jej brat mial w tych sprawach wiecej doswiadczenia zyciowego.
– Przejechanie na nic – oswiadczyl stanowczo. – Powinnas z tym isc do milicji, od razu sie wyda podejrzane, ze to ty go szukasz, a nie gliny. Wykombinuj co innego.
– No wiec jechalam z nim i zostawilam cos w samochodzie…
– To albo zle sie prowadzisz, albo wiozl cie na lebka. Tez zle.
– Wypadlo mu cos i chce mu to oddac.
– Biuro rzeczy znalezionych. Albo ogloszenie w gazecie. A poza tym co? Przejezdzal, wypadlo mu, a ty od razu tak dokladnie zapamietalas numer?
– Na ogloszenie nie mam pieniedzy, wolno mi. Nie przejezdzal, tylko stal, a wypadlo mu, jak ruszal.
– Jeszcze musisz miec to cos, co mu wypadlo. Zaproponuja ci, zebys zostawila, i sami oddadza. Niby juz lepiej, ale jeszcze ciagle zle. Kombinuj dalej,
– O Boze! Wiec zabral mi cos…
– Aha. Samo mu wpadlo do samochodu? Wskoczylo? To co to ma byc, pchla?
– Glupi jestes! – zirytowala sie Tereska. – Ty mu to przyczepiles. Przez glupi dowcip. A on z tym odjechal.
Januszek spojrzal na nia z naglym blyskiem w oku.
– A wiesz, ze to jest niezla mysl. Moze byc. Tylko czy on tego nie zgubil, wlasnie chce sie dowiedziec!
– Czekaj. Co ja mu moglem przyczepic? Nic takiego, co odleci od razu, bo wtedy nie ma co szukac. Juz wiem! Kompas na magnesie!
– Co?
– Kompas na magnesie. Moj kumpel ma taki. To jest kompas samochodowy, on nie jest na magnesie, tylko na takiej gumce, przyczepia sie do tablicy rozdzielczej albo byle gdzie, przyciska sie i trzyma na mur. Przyczepilem mu to do zderzaka.
– Chyba zidiociales, zeby przyczepiac kompas do zderzaka. Jeszcze moze tylnego?
– No pewnie, ze tylnego, z przodu moglby od razu zauwazyc. I w ogole nie na wierzchu, a pod spodem. Jak glupi dowcip, to glupi dowcip…
W wyniku nastepnej narady, odbytej z panem Wlodziem, ktory zalecal wydzial komunikacji w radzie narodowej Srodmiescia, Tereska nastepnego dnia zaraz po szkole ruszyla do akcji. Towarzyszaca jej Okretka stanowczo zapowiedziala, ze idzie tylko w charakterze podpory duchowej i bedzie czekala na ulicy. Do srodka nie wejdzie za nic w swiecie.
Tereska rowniez czula sie troche niewyraznie, ale pchalo ja cos, czego, pomimo obaw, niepokoju, niepewnosci i zdenerwowania, nie mogla opanowac. Nie zezra mnie przeciez – pomyslala. – Najwyzej mnie wyrzuca… – w porownaniu z nastepna lekcja historii wizyta w wydziale komunikacji mogla wydawac sie wesola rozrywka.
Osoba siedzaca za biurkiem byla starsza od jej matki i robila wrazenie smutnej i zniecheconej do zycia. Spojrzala na nia znad okularow niezbyt zyczliwie.
– Slucham – powiedziala cierpko. – O co chodzi?
Przez noc, poranek i wszystkie lekcje w szkole Tereska miala czas dopracowac sobie opowiesc o glupim dowcipie brata tak dokladnie, ze niemal sama w nia uwierzyla. Z przejeciem, lekkim zaklopotaniem i nadzieja przystapila do zwierzen. Smutna urzedniczka zainteresowala sie opowiescia. Tereska byla grzeczna, uprzejma, dobrze wychowana, zupelnie jak przed wojna, a przy tym tak zmartwiona i rownoczesnie pelna ufnosci i nadziei, ze wrecz nie sposob bylo potraktowac ja obojetnie. Urzedniczka zdjela okulary, przetarla, wlozyla z powrotem i przyjrzala sie jej ze wspolczuciem.
– To pani mlodszy brat, prawda? Ze tez tak zapamietal numer samochodu?
– On ma na tym tle fiola, prosze pani. Nie pamieta zadnych dat historycznych, ale za to pamieta wszystkie numery samochodow, na ktore chociaz raz zwrocil uwage. I cale szczescie, bo inaczej ten kompas by przepadl.
– A on nie odpadl? Bo moze juz nie ma co szukac?
– Chyba nie, on sie bardzo mocno trzyma. Nawet przy wstrzasach. Jezeli odpadl, to trudno, ale uwazam, ze przynajmniej trzeba sprobowac.
Urzedniczce okropnie nie chcialo sie wstawac zza biurka i szukac w kartotece, gniotla ja watroba, w kolanach czula reumatyzm, ale w siedzacej naprzeciwko dziewczynie bylo cos, co dzialalo ozywczo. Wydobywala sie z niej jakas radosna, zarazliwa energia, Urzedniczka westchnela, podniosla sie z krzesla i podeszla do szafy…
– Mam!!! – wrzasnela z triumfem Tereska, dopadlszy czekajacej na ulicy Okretki. – Mieszka na Zelaznej! Predzej, jedziemy teraz do wydzialu komunikacji na Mokotowie!
– Uwazam, ze powinnysmy sie z nim w tej sprawie porozumiec – powiedziala w zadumie Okretka. – On moze miec jakies okreslone potrzeby, ktore nam do glowy nie przyjda.
– Wlasnie zamierzam – odparla Tereska.
Wyprostowala sie ze steknieciem i odgarnela opadajace na twarz wlosy. Obie siedzialy w piwnicy, gdzie Tereska rabala drzewo na opal. Piec centralnego ogrzewania mial w czasie mrozow nieograniczone wymagania. Okretka zbierala porabane kawalki na ladna kupke.
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 62
Похожие книги на "Zwyczajne zycie", Chmielewska Joanna
Chmielewska Joanna читать все книги автора по порядку
Chmielewska Joanna - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mir-knigi.info.