Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 62
– Lepiej bylo, zeby nas pomordowal?!
– No nie… Ale zamykac niedobrze, a przynajmniej trzeba bylo nie tak porzadnie. Juz by do tej pory sam wylazl i nie byloby klopotu.
– Moze wylazl… – powiedziala Tereska niepewnie.
– Ale juz i tak nic nie bede mowil, boscie zrobily dziesiec razy wiecej niz ja. Medal wam sie nalezy. Ze tez mnie tknelo, zeby tu przyjechac!
– A skad pan sie tu wlasciwie wzial?
– Balem sie, ze zrobicie co glupiego – wyznal Krzysztof Cegna po krotkim wahaniu. – Bylyscie wczoraj na Dworu Glownym… A dzisiaj przyszedl przemyt i wiadomo bylo, ze oni sie przy tym pokreca. Moglyscie sie na nich nadziac, wiec poszedlem sie dowiedziec, gdzie jestescie, i okazalo sie, ze pojechalyscie wlasnie tutaj, po drzewo. Zlapalem chlopakow z patrolu i namowilem ich, zeby tez tu pojechali, im bylo wszystko jedno, akurat nie mieli zadnych wezwan… O, jada!
W kilkanascie minut pozniej Tereska i Okretka, siedzac w samochodzie milicyjnym, w niejakim oddaleniu od zbojeckiej meliny, w napieciu oczekiwaly wiadomosci z placu boju. Razem z nimi siedzial major, milczacy i jakby czegos niezadowolony.
W podejrzanym budynku wciaz panowala cisza i spokoj. Okno w kuchni bylo nadal otwarte, drzwi komorki pod gankiem podparte dragiem, z wnetrza nie wydobywaly sie zadne odglosy, w piwnicy zas wisiala zamknieta klodka. Najwyrazniej w swiecie od godziny nic sie nie zmienilo, mieszkancy domu nie wrocili, a uwieziony bandzior poslusznie pozostawal w zamknieciu.
Major zastanawial sie krotka chwile.
– Nie da rady inaczej – mruknal. – Uwazac tu, czy nie wracaja. Tego z piwnicy zdjac i od razu do wozu. Piwnice otworzyc, okno zamknac, usunac slady. Idziemy! Szanowne obywatelki racza pozwolic…
Z bijacym sercem, zarazem przestrachem i niebotyczna satysfakcja, Tereska i Okretka znow wkroczyly na przeklete podworze.
– Tu… – zaczela Tereska.
– Zaraz! – przerwal major. – Najpierw zabierzemy tamtego. Odsuncie sie, nie wiadomo, co mu do glowy strzeli.
Dwoch milicjantow z pewnym wysilkiem wyszarpnelo podpierajacy drag, ktory, jak sie okazalo, wbity przez Okretke sila rozpaczy, trzymal na mur. Wyciagneli hak, zdjeli skobel i odskoczyli na boki, otwierajac drzwiczki.
– Rece do gory! – krzyknal jeden z nich. – Wylaz!
– Nie wyglupiaj sie – powiedzial ponuro bandzior, wylazac z komorki. – Juz myslalem, ze do konca zycia nie przyjdzie wam do lba, zeby mnie wywlec z tego grobowca. Co za bydle mnie tam zamknelo? O, przepraszam, obywatelu majorze…
– Stankowski, niech skonam! – jeknal jeden z towarzyszacych majorowi.
Major kiwnal filozoficznie glowa.
– A ja sie zastanawialem, co, u diabla, robi nasz wywiadowca. To jest ten bandyta, ktorego panie unieszkodliwily? Piekna akcja. Stankowski, jak wyscie mogli nawet nie zobaczyc, kto was zamyka?
„Bandzior”, wyraznie zaklopotany, stal na bacznosc.
– Przez zaskoczenie, obywatelu majorze. Zywego ducha tu nie bylo, jak podszedlem, ale wydawalo mi sie, ze w tej komorce cos sie rusza. Obejrzalem dookola, zajrzalem tutaj, akurat swiecilem sobie do srodka i bylem odwrocony tylem. Nic nawet slychac nie bylo, trzasnelo, zgrzytnelo i po krzyku. Te drzwiczki sa cholernie szczelne.
– A dlaczego was tu nie bylo, jak przyjechal samochod?
– Melduje, ze mialem meldunek, ze pojechali na Powsin, i obszedlem ogrody od tylu, zeby sprawdzic, czy nie podjada bocznymi drogami. Wrocilem, bo uslyszalem, ze cos warczy, ale jak doszedlem, to juz nikogo nie bylo. Warkot jeszcze bylo slychac, ale z daleka. Potem juz byla zupelna cisza.
– Moglismy tak jezdzic za nimi do sadnego dnia… No, niech panie teraz pokaza, gdzie ta dziura. I prosze mi juz wiecej nie lapac w pulapke funkcjonariuszy milicji.
Tereska i Okretka stracily glos juz od pierwszej chwili ukazania sie „bandziora”. Z pewnym trudem udalo im sie zachowac zdolnosc ruchu. Tereska podeszla do chodniczka przy scianie budynku i pokazala palcem. Pod trzecia kolejna, wskazywana przez nia plyta ukazala sie gleboka jama.
– Jak tam? – zainteresowal sie major. – W porzadku? Towar jest?
– Istny magazyn, obywatelu majorze. Az do lawy fundamentowej. Polaczenia z budynkiem nie ma, zwykly mur.
– Sprawdzcie wszystko i zjezdzac. Dziwie sie, ze tyle czasu tu spokoj. No, dosyc tych odkryc, wracamy…
Gdzies na marginesie oszolomienia Tereska uczynila spostrzezenie, ze cala akcja na podejrzanym podworzu odbywa sie niezwykle cicho i szybko. Zdawala sobie sprawe, ze przyjechalo tam przeciez kilka samochodow i mnostwo ludzi, i wszyscy ci ludzie gdzies znikneli, samochody zas rozproszyly sie po okolicznych zaulkach w sposob niepojety. Wraz z majorem dawalo sie zauwazyc nie wiecej niz piec osob, nie liczac wydobytego z kazamatow „bandziora”. Glosy brzmialy cicho, swiatlo blyskalo waskimi promieniami, oslonietymi ze wszystkich niepotrzebnych stron, i wlasciwie z odleglosci kilkunastu metrow mozna bylo w ogole nie zauwazyc, ze cokolwiek sie tam dzieje. Odchodzac w kierunku samochodu obejrzala sie i ujrzala dom, tak samo ciemny, cichy i spokojny jak przed godzina. W sercu jej zaczal sie legnac podziw, ktory dopomogl w odzyskaniu rownowagi do tego stopnia, ze przypomniala sobie o nieforemnej kupie, czekajacej na szosie.
– Ale my mamy te… – powiedziala niepewnie. – My nie mozemy… My musimy zabrac drewno…
– Jakie drewno? – spytal major ostro.
– Nasze… Zostalo na szosie… Mysmy tu przyjechaly po drewno.
Teraz dopiero major odwrocil sie do Krzysztofa Cegny z pytajacym wyrazem twarzy. Dotychczas prezentowal w stosunku do niego niepokojaca ozieblosc.
– Co to znaczy? – spytal. – One tu byly nie w porozumieniu z wami?
Krzysztof Cegna wyraznie poczul, ze jest to chwila dla jego zycia i kariery decydujaca. Juz wczesniej zorientowal sie, ze jest podejrzany o angazowanie na wlasna reke do wspolpracy osob postronnych, w dodatku nieletnich, i to podejrzenie niweczy wszelkie jego zaslugi. Zebral wszystkie sily duchowe i z nadzwyczajna bystroscia umyslu, zwiezle, jasno i zrozumiale zrelacjonowal wydarzenia.
Wyraz twarzy majora ulegl calkowitej odmianie.
– Czlowieku, jak ty masz takie szczescie… – powiedzial z zywym blyskiem w oku. – Jak ty tak zawsze bedziesz trafial w dziesiatke… No, to ja sie musze nad toba dobrze zastanowic!
– Przestan mylic – powiedziala Tereska surowo. – Eneasz mial syna Askaniusza i ojca Anchizesa, a nie odwrotnie. Swojego ojca, Anchizesa, wyniosl na plecach z plonacej Troi, a synek Askaniusz lecial obok. Prawdopodobnie ryczac baranim glosem.
– Te wszystkie imiona na A ciagle mi sie placza – odparla Okretka z niesmakiem. – Agamemnon, Alcybiades, Achilles, Achajowie, a jeszcze na domiar zlego Archimedes! I cala reszta!
– To tylko Grecja, nie przejmuj sie. Rzym operowal juz wieksza iloscia alfabetu.
– Aha. A Atylla?
– O Jezu, jeden Atylla, wielkie rzeczy, poza tym oszalalas chyba! Atylla to piaty wiek! Juz co jak co, ale jego chyba trudno z kims pomylic.
Obie siedzialy w pokoju Tereski i uczyly sie historii, Sarenka nie poprzestala bowiem na badaniu wiadomosci Tereski. Przy okazji znecala sie takze i nad Okretka, ktorej nauka tego przedmiotu w towarzystwie przyjaciolki przychodzila z wieksza latwoscia niz w samotnosci.
Przed ich nosem stal dowod wielkiego osiagniecia i nadzwyczajnego sukcesu. Imponujacych rozmiarow bukiet roz w pieciolitrowym sloju zdobil srodek biurka, przy czym sloj zostal uzyty, poniewaz w calym domu nie bylo dostatecznie wielkiego wazonu. Taki sam bukiet roz stal posrod kaktusow u Okretki.
Z kwiatami przybyl Krzysztof Cegna w tydzien zaledwie po akcji w Wilanowie. Promienial blaskiem szczescia i z wdziecznosci za pomoc zrelacjonowal im dalsze szczegoly likwidacji przemytniczej szajki. Tajemnica spokoju, panujacego tak dlugo w domostwie Salakrzaka-szalenca, wykryla sie jeszcze tegoz wieczoru i zaslugi, polozone przez Krzysztofa Cegne, przeszly najsmielsze oczekiwania.
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 62
Похожие книги на "Zwyczajne zycie", Chmielewska Joanna
Chmielewska Joanna читать все книги автора по порядку
Chmielewska Joanna - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mir-knigi.info.