Dolina Smierci - Hitchcock Alfred
– O tyle, o ile – odparl ostroznie Bob. Ugryzl kawalek dziczyzny. – Widzialem ja z daleka.
– Nikomu nie wolno tam wchodzic – powiedzial Daniel. – To swiete miejsce. Nazywamy je Dolina Przodkow. Stanowi czesc naszego rezerwatu. Tam chowamy zmarlych. Czasami odprawiamy rowniez obrzedy.
– Nie wchodzilem do doliny – zapewnil Bob. – Twoje plemie musi od bardzo dawna zyc w tych stronach.
– Skad wiesz?
– Przekonaly mnie o tym stopnie i skalne uchwyty. Gdyby nie to, ze omal nie porwala mnie lawina, w ogole bym ich nie zauwazyl. Chyba wykuto je bardzo dawno temu.
– Sa tam od poczatku, kiedy Stworca powolal do zycia nasze plemie – wyjasnil Daniel. – On takze stworzyl lawiny, zeby trzymac z daleka tych, co nie maja wiedzy. Zrobil rowniez wierzby, z ktorych witek pleciemy kosze, by poniesc w nich naszych zmarlych do doliny. Wszystko jest dzielem Stworcy. – Chlopiec usmiechnal sie. – Wiem, ze szukales swojego ojca. Przodkowie przyjeliby to ze zrozumieniem.
– Ale nie wykazaliby zrozumienia dla turystow.
– Nigdy – przyznal Daniel.
Jupiter zdazyl zjesc polowe swojej porcji i od razu poczul sie lepiej.
– Pewnie dzieje sie cos niezwykle waznego, skoro nie wolno wam opuszczac wioski.
– Zachorowalismy – wyjasnil Daniel. – Mamy zaczerwienione oczy, niektorzy kaszla, kluje nas w piersiach. Sa tez tacy, ktorych piecze w zoladkach, jakby jakies diably w nich harcowaly. Starszyzna uradzila, by odprawic spiewane obrzedy, ktore pozwola pozbyc sie tej okropnej choroby. Do jutra do poludnia nikomu nie wolno opuscic wioski.
– Czy nie powinniscie raczej wezwac prawdziwego lekarza? – spytal Pete.
Jupe dal mu kopniaka pod stolem.
– Kazdy ma inne metody – odparl Daniel. – Wy macie swoich doktorow, my swoich. Naszym jest szaman, spiewajacy doktor. Odkad pamietam, troszczy sie o nasze zdrowie. Jest bardzo madry. Czasami wysyla nas do kliniki w Bakersfieid, ale na ogol tego nie robi. Dotad zawsze bylismy zdrowi, a jesli cos nam dolegalo, szybko wracalismy do zdrowia. Od kilku miesiecy wszystko sie zmienilo.
– Czy wasz zakaz opuszczania do jutra wioski dotyczy rowniez i nas – dopytywal sie Bob. – Moze jednak ktos moglby nas stad zabrac? Sprawa jest pilna.
– Tego wlasnie wujek dowiaduje sie od szamana.
Nagle bebny zadudnily glosniej. Zagrzechotaly paleczki. Rozlegl sie przerazliwy, nieludzki jek. Trzej Detektywi i towarzyszacy im Daniel zafascynowani obserwowali, co dzieje sie na placu.
Tancerze poruszali sie w ogromnym kole, uderzajac o ziemie stopami obutymi w mokasyny.
– Zauwazcie, ze podskakuja i opadaja nierownoczesnie – powiedzial Daniel. – Robia tak dlatego, ze swiat przypomina wielka lodz. Gdyby wszyscy oparli sie o jedna burte w tym samym czasie, lodz zakolysalaby sie i przewrocila.
Wkrotce kilku tancerzy przesunelo sie do srodka kola i zaczelo tanczyc solo. Podskakiwali, wykonujac dziwne, gwaltowne ruchy.
– Kiedy narodzil sie swiat. Stworca wyznaczyl dzieciola, by zdawal mu sprawe z tego, co sie na nim dzieje – wyjasnil Daniel. – Teraz wiec my wybieramy mezczyzn o czystych sercach, ktorzy skacza posrodku kola i potrzasaja glowami w tyl i w przod, podobnie jak te ptaki. Rozkladaja ramiona, tancza dokola i spiewaja piesn dzieciola, by przypomniec jego duchowi, ze ktos jest chory i trzeba przekazac te informacje Stworcy. Kiedy Stworca dowie sie o wszystkim, moze obdarzyc doktora wielka sila, ktora pomaga chorym wrocic do zdrowia.
Taniec trwal. Skora tancerzy lsnila od potu; przemieszczali sie dokola i wewnatrz okregu. Kobiety i dzieci patrzyly na nich, klaszczac i spiewajac. Najciezej chorzy lezeli na matach, glowy mieli podparte derkami, by moc obserwowac cala ceremonie. Byla bardzo kolorowa i pelna ekspresji.
W pewnym momencie wszystko sie skonczylo. Umilkly bebny, a tancerze i publicznosc przeszli do stolow zastawionych jedzeniem. Kobiety zdjely pokrywy z polmiskow. Jupe zauwazyl, ze tancerze maja zaczerwienione oczy. Teraz kilku z nich zaczelo kaslac.
Wkrotce zjawil sie wodz, ktorego Daniel nazywal wujkiem, oraz starszy mezczyzna o surowym wyrazie twarzy. Przyodziani w obrzedowe pioropusze przebijali sie przez tlum. Mieszkancy wioski odnosili sie do starszego mezczyzny z tak duzym szacunkiem, ze Trzej Detektywi domyslili sie, iz wlasnie on jest szamanem, tym spiewajacym doktorem. Chociaz obaj zatrzymywali sie niekiedy, by porozmawiac z tancerzami, posuwali sie jednak wytrwale w strone Daniela i trojki gosci. W koncu staneli na wprost nich.
– Nie mozemy wam pomoc – oznajmil wodz, Amos Turner. – Sami musicie opuscic wioske. Nasza decyzja jest ostateczna.
ROZDZIAL 8. POSZUKIWANIE OBJAWIENIA
– Ryzyko jest zbyt duze – powiedzial szaman. – Obrzed musi pozostac nieskalany. Mamy tu wielu, bardzo wielu chorych.
Na pomarszczonej, zniszczonej przez wichry i sloty twarzy starego Czlowieka malowal sie prawdziwy smutek. Bob, Jupiter i Pete zdawali sobie jednak sprawe, ze niewiele to pomoze panu Andrewsowi.
– Lepiej, zebyscie zostali w wiosce – nalegal wodz, Amos Turner. – Jutro ktos was podwiezie, dokad zechcecie.
– Musimy wyruszyc juz dzis – odparl Bob. – Moj tata moze byc powaznie ranny.
– To ogromne terytorium, o wiele wieksze, niz wam sie zdaje. Jak chcecie trafic do Diamond Lake? – Wodz plemienia wyraznie nie aprobowal pomyslu chlopcow.
– Bedziemy trzymac sie drogi – powiedzial Pete.
– Musielibyscie przejsc okolo osiemdziesieciu kilometrow – poinformowal Trzech Detektywow Amos Turner.
– Osiemdziesiat kilometrow! – Pete az przelknal sline z wrazenia.
Jupe byl juz gotow sie zalamac, po czym nagle przyszedl mu do glowy pewien pomysl.
– Moglibysmy pozyczyc od was ktoras z polciezarowek – podsunal.
Po raz pierwszy, odkad przybyli do wioski, ladna twarz Boba rozjasnila sie nieco. “To caly Jupe” – pomyslal. Zawsze potrafi zaproponowac najprostsze rozwiazanie, na ktore nikt inny jakos nie wpadl.
– Mamy prawo jazdy – powiedzial szybko Bob.
– I pieniadze – dodal Pete, wyjmujac z kieszeni portfel. Przechowywal w nim oszczednosci, ktore przeznaczyl na wakacje w Diamond Lake. – Zaplacimy.
– A takze podstawimy ciezarowke tam, skad bedziecie chcieli ja odebrac – uzupelnil Jupe. – Zadbamy o nia. Pozwolicie panstwo, ze wrecze wam nasza wizytowke. Dotad inni ludzie mieli do nas zaufanie i powierzali swoje sprawy do rozwiazania. Teraz prosimy, byscie wy nam pomogli wybrnac z klopotow.
Jupiter wreczyl wodzowi i szamanowi po malym bialym kartoniku. Byly to nowe wizytowki, zaprojektowane dla Trzech Detektywow.
Wodz trzymal kartonik przed soba w sztywno wyprostowanych rekach. Szaman nawet nie spojrzal na wizytowke, tylko od razu przekazal ja Danielowi, ktory przeczytal na glos:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Jupiter Jones…zalozyciel
Pete Crenshaw…. wspolpracownik
Bob Andrews…wspolpracownik
Wodz pokrecil glowa.
– To nie jest dobry pomysl.
Szaman zmarszczyl brwi.
– Byc moze, ale moim zdaniem nikomu nie przyniesie szkody. – Stare, wyblakle oczy popatrzyly taksujaco na chlopcow. – Ci trzej i tak sobie pojda, wiec lepiej udzielmy im pomocy.
Wodz zacisnal wargi. Byl odmiennego zdania, ale decyzja nalezala do szamana.
– Dobrze. Przygotuje wszystko.
Odszedl, lawirujac w tlumie ludzi zgromadzonych przy zastawionych jadlem stolach.
– Dziekujemy! – Bob usmiechnal sie z wdziecznoscia.
Stary szaman takze sie usmiechnal, w jego oczach przez chwile zatanczyly wesole iskierki.
– Ech, wy mlodzi – mruknal. – Ciagle tylko same klopoty. – Potem zwrocil sie do Daniela. – No i co? – spytal.
– Zrobilem, jak kazales.
– Opowiedz im o tym – polecil szaman. – Sa ciekawi.
– Poszukiwalem objawienia – zaczal Daniel. – Przez dwadziescia cztery godziny poscilem i bieglem przez las. Zatrzymywalem sie tylko na modlitwe. Noca spalem, by Stworca mogl mi przekazac wiadomosc.
Похожие книги на "Dolina Smierci", Hitchcock Alfred
Hitchcock Alfred читать все книги автора по порядку
Hitchcock Alfred - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mir-knigi.info.