Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness
– Zdaje mi sie, piekna pani -rzekl z triumfujacym usmiechem -ze moge bezpiecznie czekac w sali jadalnej na osobe, o ktora mi chodzi.
– A jezeli tam jest wiecej osob?
– Oczywiscie, ale kazdy kto bedzie sie znajdowac punktualnie o pierwszej w sali jadalnej, pozostanie pod scisla obserwacja. Jeden z nich albo dwoch, moze nawet trzech wyjedzie jutro do Francji. Pomiedzy nimi bedzie i "Szkarlatny Kwiat".
– Tak. A co potem?
– Ja tez wyjade jutro za nimi do Francji. Papiery, znalezione w Dover przy osobie sir Andrewa Ffoulkesa, wspominaja o pewnej miejscowosci, lezacej niedaleko Calais, o zajezdzie dobrze mi znanym "Pod Burym Kotem" i o "Chacie ojca Blancharda", ktora musze odnalezc. Wszystkie te miejscowosci sa oznaczone przez Anglika jako punkty zborne dla zdrajcy de Tournay i innych, gdzie spotkac sie maja z czlonkami ligi. Ale widocznie ow "Czerwony Kwiat" rozmyslil sie i nie posle pomocnikow, tylko pojedzie jutro sam. Jedna z osob, ktora zobacze za chwile w sali jadalnej, pojedzie do Calais; bede ja sledzil krok za krokiem, az ja przytrzymam w tym miejscu, gdzie czekaja na niego ukryci arystokraci. Ta osoba zas – piekna pani – bedzie czlowiekiem, ktorego szukam od roku, ktorego energia przewyzszyla moja, ktorego pomyslowosc wszedzie mi uragala, a zuchwalstwo wprawialo mnie w zdumienie. Tym czlowiekiem, wreszcie bedzie ow tajemniczy i nieuchwytny "Szkarlatny Kwiat".
– A Armand? – zapytala z prosba w glosie.
– Czy nie dotrzymalem kiedykolwiek slowa? Obiecalem ci, ze z chwila gdy "Szkarlatny Kwiat" i ja wyjedziemy do Francji, przysle ci przez umyslnego poslanca list nieostroznego Armanda. I co wiecej, przysiegam ci w imie Francji, ze gdy schwytam tego angielskiego intryganta, St. Just znajdzie sie w Anglii w objeciach uroczej siostry.
I spojrzawszy znow na zegar, Chauvelin opuscil pokoj, zlozywszy poprzednio gleboki, ceremonialny uklon. Zdawalo sie Malgorzacie, ze wsrod zgielku muzyki, tancow i smiechow odroznia jego kocie kroki, przeslizgujace sie przez salony i slyszy, jak Chauvelin schodzi z szerokich schodow i otwiera drzwi do sali jadalnej.
Tak chcialo przeznaczenie. Musiala przemowic, musiala zdobyc sie na haniebny czyn dla ukochanego brata. Siedziala w fotelu bez ruchu, obojetna na wszystko, majac wciaz przed oczami twarz zacietego wroga.
Chauvelin wszedl do jadalni zupelnie pustej w tej chwili. Tchnela opuszczeniem, przypominajacym balowa suknie nazajutrz po zabawie. Na stolach staly do polowy napelnione szklanki, bielaly porozrzucane serwety, a tu i tam porozstawiane w nieladzie krzesla potegowaly jeszcze wrazenie upiornej pustki. Para krzesel postawiona blisko siebie, swiadczyla o dopiero co wyszeptanych flirtach wsrod zimnych przekasek i lodowatego szampana. Cokolwiek dalej rzad ustawionych stolkow byl jakby krytyka towarzystwa, przez kwasne i sztywne matrony, a inne krzesla przewrocone na dywanie opowiadaly cale tomy o znakomitych piwnicach lorda Grenville'a. Byla to jakby parodia swietnego towarzystwa, bawiacego obecnie na gornym pietrze, jakby obraz nakreslony biala kreda na szarym kartonie, obraz nikly i bezbarwny, od czasu, gdy jasne jedwabne suknie i wspaniale haftowane ubrania nie urozmaicaly pierwszego planu, a dogasajacy plomien swiec chwial sie w ciezkich kandelabrach.
Chauvelin usmiechnal sie i zatarl szczuple rece. Rozejrzal sie po opustoszalej sali, pograzonej w milczeniu i w polmroku; z dala dochodzily przytlumione dzwieki gawota, odglos dalekich rozmow i smiechow i turkot przejezdzajacych ulica powozow.
Sala tchnela takim niezmaconym spokojem, ze wydawalo sie wprost nieprawdopodobienstwem, iz wlasnie tu czyha pulapka na najbardziej przebieglego i zuchwalego spiskowca, jakiego kiedykolwiek widzialy owe niespokojne czasy. Chauvelin staral sie odgadnac, co nastapi i kim bedzie ten czlowiek, ktoremu poprzysiagl zgube. Wszystko, co otaczalo owego spiskowca, osloniete bylo tajemnica; jego tak zrecznie ukryte nazwisko, wladza, ktora sprawowal nad 19 angielskimi dzentelmenami, wykonujacymi jego rozkazy ze slepym entuzjazmem, namietna milosc i uleglosc, ktora wzbudzal w swej lidze, a przede wszystkim ta nadzwyczajna odwaga, niepojeta smialosc, dzieki ktorej w murach Paryza drwil z nieprzyjaciol. Latwy do zrozumienia byl fakt, ze imie tego Anglika wywolywalo wsrod ludu francuskiego zabobonny strach. Sam Chauvelin, spogladajac na pusta sale, w ktorej lada chwila mial sie ukazac ow bohater, odczuwal dziwny lek. Ale plany jego byly dobrze obmyslane. Mial pewnosc, ze "Szkarlatny Kwiat" nie zostal ostrzezony i ze Malgorzata mowila prawde. A jezeli osmielila sie oszukac Chauvelina… Okrutny blysk, ktory przejalby dreszczem Malgorzate, zaplonal w jego bladych oczach. Jezeli go oszukala, Armand St. Just odpokutuje smiercia…
Na szczescie sala jadalna byla pusta. Okolicznosc ta miala ulatwic zadanie Chauvelina w momencie zjawienia sie zagadkowego spiskowca.
Nagle chytry posel rzadu francuskiego uslyszal spokojne chrapanie jednego z gosci lorda Grenville'a, zazywajacego po dobrej kolacji blogiego snu, z dala od halasu i tancow.
Chauvelin raz jeszcze spojrzal dookola i ujrzal w rogu kanapy w ciemnym kacie pokoju uspionego meza "najmadrzejszej kobiety w Europie".
Chauvelin przez chwilke patrzyl na lorda Blakeney'a. Ten spal, oddychajac spokojnie, jak czlowiek w zgodzie z calym swiatem i samym soba, drzemiacy po wybornej kolacji. Usmiech politowania zlagodzil rysy Chauvelina i zlosliwy blysk jego oczu.
Nie watpil, ze ten niewinny spioch, gleboko pograzony w slodkich marzeniach, nie przeszkodzi mu w wykonaniu jego planu.
I znow zatarl rece i za przykladem sir Percy'ego wyciagnal sie w rogu drugiej kanapy, zamknal oczy, otworzyl usta, wydal ciche chrapanie i… czekal.
Rozdzial XV. Niepewnosc
Malgorzata Blakeney scigala wzrokiem mala, czarna postac Chauvelina w chwili, gdy przeciskal sie przez sale balowa. Potem nastapilo dlugie oczekiwanie, szarpiace wszystkimi jej nerwami.
Siedziala samotnie w pustym saloniku, patrzac przez odchylona kotare na tanczace pary. Patrzyla, ale nie widziala nic; nie slyszala nawet muzyki, pograzona w udreczeniu tego strasznego oczekiwania.
W mozgu jej wirowaly bezladnie obrazy: prawie pusta sala, Chauvelin na strazy, wejscie "Szkarlatneg Kwiatu", tego tajemniczego wodza, ktory byl dotad dla Malgorzaty czyms nieuchwytnym i jakby bezcielesnym. Czemuz nie poszla do sali jadalnej w tym rozstrzygajacym momencie? Wiedziona intuicja kobieca, wyczytalaby z twarzy nieznajomego te potezna indywidualnosc, znamionujaca bohaterskich wodzow, owego wspanialego orla o smialym locie, ktorego skrzydla zostana spetane sidlami na wroble. Myslala o nim z glebokim smutkiem. Ironia losu wydawala sie tak potworna. Musiala dopuscic, by lew zginal od ukaszen szczura. Ach, czemuz wchodzi w gre zycie Armanda!…
– Prawdopodobnie uwazasz mnie, pani za czlowieka, na ktorego nie moza liczyc – zabrzmial glos lorda Fancourta. – Trudno mi bylo spelnic twoje polecenie, gdyz nigdzie nie moglem znalezc Blakeneya.
Malgorzata zapomniala zupelnie o mezu i o poleceniu, jakie dala lordowi. Mysli jej przeniosly sie w owe czasy, gdy mieszkala na ul. Richelieu z Armandem, ktory otaczal ja opieka i bronil w potrzebie.
– Wreszcie odnalazlem go -ciagnal dalej lord Fancourt – i powtorzylem mu twe slowa. Zapewnil mnie, ze wyda natychmiast rozkazy, aby konie jak najpredzej zajechaly.
– Ach tak – rzekla nieprzytomnie – wiec odnalazles go, panie?
– Znalazlem go w sali jadalnej, pograzonego we snie. Spal tak twardo, ze nie moglem go obudzic.
– Dziekuje ci bardzo -odparla, usilujac zebrac mysli.
– Czy moge prosic cie pani o kontredansa, zanim nadjedzie twoj powoz?
– Nie, dziekuje ci, panie. Mam nadzieje, ze nie wezmiesz za zle tej odmowy, ale jestem naprawde zmeczona i w sali balowej jest duszno.
– W oranzerii panuje mily chlod, moze wiec tam przejdziemy? Czy nie napilabys sie czegos orzezwiajacego. Wygladasz pani, jakbys byla chora?
Похожие книги на "Szkarlatny Kwiat", Orczy Baroness
Orczy Baroness читать все книги автора по порядку
Orczy Baroness - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mir-knigi.info.