Eldorado - Orczy Baroness
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 64
– Czy podejrzewam? – zawolal glowny agent – nie podejrzewam, lecz mam pewnosc. Ten czlowiek siedzial przed dwoma dniami na tym krzesle i pysznil sie swymi zamiarami. Powiedzialem mu, ze jezeli porwie sie na Kapeta, skrece mu kark wlasnymi rekoma.
Dlugie jego sepie palce, o drapieznych pazurach, zamykaly sie i otwieraly jak u jastrzebia.
– O kim mowisz? – spytal krotko dyplomata.
– O kim? O kimze, jezeli nie o tym przekletym de Batzu! Ma wypchane kieszenie austriackimi pieniedzmi, ktorymi z pewnoscia przekupil Simonow, Cochefera i straze.
– I Lorineta, i Lasni~ere'a, i ciebie – dodal sucho Chauvelin.
– To falsz! – wrzasnal H~eron, i pieniac sie ze zlosci, skoczyl na rowne nogi, gotow do walki na smierc i zycie w obronie swej niewinnosci.
– Falsz? – powtorzyl spokojnie Chauvelin – w takim razie nie badz tak pochopny w rzucaniu podejrzen na prawo i lewo. Nic na tym nie zyskasz. Trudna to sprawa i nie tak latwo da sie rozstrzygnac. Czy jest ktos obecnie w wiezy? – dodal urzedowym tonem.
– Tak, Cochefer i inni sa tam jeszcze; naradzaja sie pomiedzy soba, w jaki sposob ukryc zdrade. Cochefer zdaje sobie jasno sprawe z grozacego mu niebezpieczenstwa, a Lasni~ere i jego towarzysze wiedza dobrze, ze spoznili sie o kilka godzin. Wszyscy zawinili. A co do de Batza – ciagnal dalej glosem drzacym z wscieklosci – to zapowiedzialem mu z gory, ze zginie, jezeli porwie sie na Kapeta. Jestem juz na jego tropie i zaaresztuje go jeszcze przed noca. Wezme ja go w obroty!… Trybunal nie bedzie sie sprzeciwial… Posiadamy pod wiezieniem ciemny loch, w ktorym umiemy stosowac meki najgorsze, jakie mozna sobie wyobrazic. Poddamy go takim torturom…
Ale Chauvelin przerwal mu ruchem reki i wyszedl z pokoju.
Armand w mysli podazyl za nim. Powstala w jego glowie niepohamowana chec, aby uciec, korzystajac z tego, ze H~eron zatopiony we wlasnych myslach nie zwraca na niego uwagi. Kroki Chauvelina ucichly w korytarzu; daleko bylo do wyzszego pietra na wiezy, a nie tak predko skonczy sie rozmowa z komisarzami. Byla wiec doskonala sposobnosc; wiedzial, gdzie mogl polaczyc sie z wodzem, gdzie znajduje sie rog ulicy, przy ktorym sir Andrew czeka z wozem weglowym i gdzie zagajnik na drodze do St. Germain. Mial nadzieje, ze znajdzie towarzyszy, opowie im o losach Janki i ublaga ich, aby mu pomogli w niesieniu jej pomocy.
Zapomnial, ze nie posiadal juz przepustki, ze bezwarunkowo zatrzymaja go przy bramie i odprowadza za godzine w to samo miejsce, gdzie sie obecnie znajduje. Powstal z krzesla i skierowal sie ku wyjsciu. H~eron nie podniosl nawet glowy. Ale w chwili, gdy otworzyl drzwi, kilkanascie bagnetow skrzyzowaly sie przed nim, blysnawszy w slabym swietle latarni. Chauvelin przewidzial wszystko z gory i nie bylo najmniejszej watpliwosci, ze Armand St. Just byl wiezniem. Rozdrazniony powrocil na swoje miejsce kolo ognia.
W kwadrans pozniej dyplomata znalazl sie znow u H~erona.
Rozdzial XX. Swiadectwo bezpieczenstwa
– Mozesz bezpiecznie zostawic de Batza w spokoju, obywatelu H~eronie – rzekl Chauvelin, zamknawszy za soba drzwi – nie przylozyl on reki do ucieczki delfina.
H~eron zamruczal cos pod nosem niedowierzajaco. Chauvelin wzruszyl ramionami i spojrzal na kolege z wyrazem najglebszej pogardy.
Armand, ktory przypatrywal mu sie pilnie, zobaczyl w jego reku zmiety skrawek papieru.
– Nie trac cennego czasu, obywatelu – rzekl – aresztuj de Batza, jezeli chcesz, albo zostaw go na wolnosci – wszystko mi jedno; niebezpieczenstwo nie grozi nam z tej strony.
Nerwowymi, drzacymi palcami poczal rozkladac zmiety papier. W rozpalonych jego dloniach papier zamienil sie w bezksztaltny strzep, a pismo zamazalo sie prawie calkowicie. Rzucil go ze zloscia na stol przed H~eronem.
– Mamy znow do czynienia z tym przekletym Anglikiem – rzekl spokojniej. – Zgadlem to zaraz, gdy uslyszalem twoje opowiadanie. Zaprzegnij do roboty caly swoj zastep szpiegow, obywatelu, inaczej nie dasz mu rady.
H~eron podniosl do oczu zmiety papier i usilowal odczytac pismo przy slabym swietle lampy.
Tymczasem Armand, mimo niepokoju o Janke i wlasnych przykrosci odczuwal w sercu gleboka dume. „Szkarlatny Kwiat” zwyciezyl, Percy wykonal nalozone na siebie zadanie!
Chauvelin, ktorego badawcze oczy spoczywaly na nim, usmiechal sie z ironia.
– Zostaniesz niebawem obarczony ciezka praca, obywatelu H~eronie – rzekl, zwracajac sie do kolegi, ale patrzac uporczywie na Armanda – i dlatego nie chce przeszkadzac ci w wysluchaniu dobrowolnej spowiedzi tego mlodego obywatela. Pragne ci tylko powiedziec, ze jest on zwolennikiem „Szkarlatnego Kwiatu”, a nawet jednym z jego najswietniejszych satelitow.
H~eron obudzil sie z ponurych mysli. Zwrocil na Armanda zjadliwe wejrzenie.
– Schwytalismy zatem jednego z tej bandy? – rzekl, jakajac sie jak pijany.
– Tak – odparl Chauvelin – ale za pozno dzis na formalna denuncjacje i aresztowanie. St. Just nie moze w zaden sposob opuscic Paryza, a jedyna rzecza jest teraz strzec go pilnie. Gdybym byl na twoim miejscu, obywatelu, odeslalbym go do domu jeszcze dzis wieczorem.
H~eron zamruczal cos, czego Armand nie zrozumial, ale slowa Chauvelina napelnily go radoscia. Wypuszcza go na wolnosc dzis jeszcze – na wzgledna wolnosc co prawda, skoro szpiegi sledzic go beda, ale w kazdym razie na wolnosc! Nie mogl jednak zrozumiec taktyki Chauvelina i czul sie troche dotkniety na mysl o tym, ze ci ludzie tak malo wagi przywiazywali do jego osoby.
– A zatem zegnam cie, obywatelu – rzekl dyplomata ironicznie, zwracajac sie do Armanda. – Jak widzisz, glowny agent komitetu bezpieczenstwa publicznego jest zanadto zajety w tej chwili, by przyjac ofiare z twego zycia, tak wspanialomyslnie nam oddawanego.
– Nie rozumiem cie, obywatelu – rzekl Armand zimno – i nie prosilem cie o zadna laske. Zaaresztowaliscie niewinna kobiete pod mylnym zarzutem udzielenia mi schronienia. Przyszedlem tu dobrowolnie i oddalem sie w rece sprawiedliwosci, aby ja uwolnic.
– Dobrze. Bardzo slusznie, ale dzis juz pozno, obywatelu – rzekl sucho Chauvelin – dama, o ktora sie tak troszczysz, spi juz niezawodnie w swojej celi; nie wypada jej niepokoic, a przy tym czas jest okropny.
– A wiec, monsieur – rzekl Armand – czy panna Lange wyjdzie z wiezienia, gdy oddam sie w wasze rece jutro rano?
– Bez watpienia – odparl Chauvelin. – Jezeli obiecasz nam swa pomoc, panna Lange zostanie uwolniona jutro rano. Nieprawdaz, obywatelu H~eronie? – dodal, zwracajac sie do kolegi.
Ale H~eron byl tak przybity, ze wyszeptal tylko niezrozumiale slowa.
– Dasz mi na to slowo, obywatelu Chauvelin? – spytal Armand.
– Przyrzekam ci najsolenniej, ze dotrzymam obietnicy.
– Nie wystarcza mi to jeszcze, daj mi nieograniczone swiadectwo bezpieczenstwa, a uwierze ci.
– Na co ci sie to przyda? – spytal Chauvelin.
– Zdaje mi sie, ze pojmanie mojej osoby ma dla ciebie wiecej znaczenia, niz uwiezienie panny Lange – odparl spokojnie Armand. – Uzyje tego swiadectwa dla siebie lub dla jednego z mych przyjaciol, jezeli zlamiesz dane slowo.
– Hm… to zupelnie logicznie pomyslane, obywatelu – rzekl Chauvelin z ironicznym usmiechem. – Masz zupelna slusznosc. Jestes dla nas o wiele cenniejszym atutem, niz urocza pani, ktora, mam nadzieje, bedzie przez wiele lat jeszcze czarowala wytworny Paryz swym talentem i pieknoscia.
– Amen, obywatelu, niech sie tak stanie – rzekl Armand z zapalem.
– Wszystko zalezec bedzie od ciebie, monsieur. Patrz – dodal, przeszukawszy papiery, lezace na biurku H~erona – oto swiadectwo bezpieczenstwa. Komitet rozdaje bardzo malo takich swiadectw. Jest to cena zycia ludzkiego. Przy zadnej bramie w zadnym miescie to swiadectwo nie moze byc odebrane. Pozwol, niech ci je wrecze, jako dowod prawdziwosci mojej obietnicy.
Usmiechajac sie dziwnie, z wyrazem jakby rozbawienia Chauvelin wreczyl Armandowi doniosly dokument.
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 64
Похожие книги на "Eldorado", Orczy Baroness
Orczy Baroness читать все книги автора по порядку
Orczy Baroness - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mir-knigi.info.