Eldorado - Orczy Baroness
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 64
Byl to szept komendy i ostrozne kroki ludzi, gotujacych sie widocznie do ataku.
– Sierzancie – zawolal H~eron lagodniej tym razem – czy widzisz kaplice?
– Widze wyraznie, obywatelu – odparl sierzant. – Jest to bardzo maly budynek, stojacy po lewej stronie od nas.
– Zejdz z konia i obejdz kaplice dokola. Zobacz, czy sa okna i drzwi w tyle.
Zapadlo milczenie, podczas ktorego kroki zblizajacych sie ludzi stawaly sie coraz wyrazniejsze.
Malgorzata i Armand przytuleni do siebie nie wiedzieli, co myslec, czego sie obawiac.
– To na pewno de Batz z kilkoma przyjaciolmi – szepnela Malgorzata – ale w czym oni moga pomoc? Czego sie Percy od nich spodziewa?
O Percy'm nie wiedzieli nic. Z karety idacej przodem, wychylala sie tylko wciaz odrazajaca postac H~erona i jego glowa w wysokim kapeluszu. Zacieralo sie nawet wrazenie, ze Percy jest tak blisko, o pare krokow zaledwie. Strach ogarnal Malgorzate, ze moze nie ma go juz w powozie, ze umarl z wyczerpania, a jezeli nie umarl, to lezy nieprzytomny, jakby w letargu. Przypomniala sobie straszliwy wybuch gniewu i nienawisci H~erona przed chwila. Moze ten lotr wywarl swa zlosc na bezbronnym, oslabionym wiezniu, uciszajac na zawsze usta, uragajace mu do ostatka?
Malgorzata nie spodziewala sie niczego dobrego, ale gdy w wyobrazni ujrzala Percy'ego, lezacego bez zycia kolo swego wroga, odczula rodzaj ulgi, ze oszczedzono mu widoku ostatecznego kataklizmu.
Rozdzial XIII. Kaplica Grobu
Otrzasnela sie z tych rozmyslan na glos sierzanta. Wypelnil widocznie rozkaz agenta i obejrzal starannie mala kapliczke, bielejaca wsrod ciemnosci.
– Jest to silna kamienna budowla, obywatelu – rzekl. – Z frontu znajduje sie zelazna brama, zaopatrzona zardzewialym zamkiem, ale klucz obraca sie dosc latwo. W tyle nie ma ani okien ani drzwi.
– Jestes zupelnie pewny?
– Zupelnie, obywatelu, jedyne wejscie do wnetrza stanowi owa zelazna brama.
– Dobrze.
Malgorzata slyszala wyraznie kazde slowo H~erona, rozmawiajacego z sierzantem, ale ostry glos, ktorego sie tak lekala, zmienil sie nie do poznania. H~eron przestal wyzywac i przeklinac. Widocznie grozace niebezpieczenstwo, strach przed porazka i nadzieja zemsty ochlodzily jego temperament. Wydawal rozkazy jasno i stanowczo, glosem nieco przyciszonym.
– Wez szesciu ludzi z soba, sierzancie – mowil dalej – i jedz do palacu na pomoc Chauvelinowi. Mozesz zostawic konie w zabudowaniach gospodarskich, jak sobie zyczy Chauvelin i biec dalej pieszo. Zalatwcie sie w krotkim czasie z garstka nocnych wloczegow; jestescie przeciez dobrze uzbrojeni. Powiedz Chauvelinowi, ze zajme sie tymczasem wiezniami. Anglika zakuje w kajdany i zamkne w kaplicy przy pomocy pieciu ludzi, ktorych pozostawie przy nim na strazy, a dwoch zakladnikow zawioze z powrotem do Cr~ecy z reszta eskorty. Zrozumiales?
– Tak, obywatelu.
– Staniemy w Cr~ecy o drugiej po polnocy, nie predzej; gdy bede na miejscu, wysle Chauvelinowi nowa sile zbrojna, ktora, mam nadzieje, okaze sie zbyteczna, ale w kazdym razie przybedzie do palacu przed switem. Nawet jezeli go powaznie zaatakuja, moze bronic sie w palacu przez jedna noc. Powiedz mu tez, ze o swicie obaj zakladnicy zostana rozstrzelani w podworzu posterunku w Cr~ecy, a co do Anglika, to niech przyjedzie po niego do kaplicy i zabierze z soba prosto do Cr~ecy. Tam bede go oczekiwal. Nastepnie powrocimy razem do Paryza. Rozumiesz?
– Tak, obywatelu.
– Powtorz, co ci powiedzialem.
– Wezme szesciu ludzi z soba i pojade na pomoc obywatelowi Chauvelinowi.
– Tak.
– A ty, obywatelu, wrocisz do Cr~ecy po nowe posilki, ktore przybeda tu wczesnym rankiem.
– Tak.
– Mamy bronic sie przeciwko maruderom w samym palacu, poki nie nadejdzie odsiecz. Po zalatwieniu sie z nimi zabierzemy z soba Anglika zamknietego w kaplicy i wrocimy do Cr~ecy.
– A to bez wzgledu na to, czy Chauvelin odebral Kapeta czy nie.
– Rozumiem. Mam jeszcze oznajmic obywatelowi Chauvelinowi, ze obaj zakladnicy zostana rozstrzelani o swicie na podworzu posterunku w Cr~ecy.
– Dobrze. Probujcie zlapac wodza atakujacych i przywiedzcie go razem z Anglikiem. Chauvelin bedzie zadowolony z twojej pomocy, sierzancie. A teraz wydaj rozkaz wszystkim zolnierzom, by zsiedli z koni i umiescili je w zabudowaniach folwarcznych. Niech zabiora tez konie z tamtego powozu. Sa zbyteczne, a nie mamy dosc ludzi, by ich pilnowac. Pamietaj o tym przede wszystkim. Gdy bedziesz gotow, przyjdz jeszcze raz do mnie.
Przygotowania odbywaly sie w najwiekszym milczeniu; do uszu Malgorzaty dochodzily tylko urywane zdania: – Prawe kolo, pierwsza sekcja bierze dwa konie za cugle. Cicho tam! Nie targaj go za lejce, zostaw go!
A potem krotki raport:
– Wszystko gotowe, obywatelu.
– Dobrze. A teraz zawolaj kaprala, niech przyjdzie z dwoma ludzmi, abysmy mogli zakuc Anglika w kajdany i zamknac go w kaplicy. Tymczasem niech czterech zolnierzy pilnuje tamtego powozu.
Wydano potrzebne rozkazy, po czym zawolano:
– Naprzod!
Sierzant ze swym oddzialem wyruszyl z wolna w ciemna noc. Konie stapaly cicho po miekkim kobiercu igliwia i zeschlych lisci, ale pobrzekiwanie wedzidel i od czasu do czasu krotkie rzenie biednego zmeczonego konia przerywaly cisze.
Z wyjazdem oddzialu zgasl dla Malgorzaty ostatni promyk nadziei.
Skonczylo sie wszystko. Percy bezsilny, kto wie? Moze i nieprzytomny, spedzi noc w wilgotnej kaplicy, podczas gdy ona i Armand wroca do Cr~ecy pedzeni na rzez.
Gdy szary swit zablysnie miedzy konarami drzew, przewioza Percy'ego do Paryza, a ona i Armand zgina jako ofiary zemsty i nienawisci.
Nadszedl koniec, nie bylo ratunku. Na nic przydac sie juz nie mogly plany obrony lub walki, ale chciala przynajmniej zobaczyc sie z mezem po raz ostatni, teraz gdy smierc byla nieunikniona. Starala sie rozumowac trzezwo, tak jak Percy sobie tego zyczyl, a nie robic z siebie widowiska rozpaczajacej kobiety, walczacej slepo z wrogim przeznaczeniem. Miala wrazenie, ze z wieksza odwaga spojrzalaby jutro smierci w twarz, gdyby dane jej bylo pokrzepic sie widokiem tych oczu, palajacych przez zycie tak wielka zadza ofiary i zlozyc ostatni pocalunek na tych ustach, ktore usmiechaly sie zawsze w ciagu zycia i usmiechac sie beda nawet w obliczu smierci. Ujela klamke powozu, ale trzymano drzwi silnie od zewnatrz i niecierpliwy glos krzyknal na nia, by siedziala spokojnie.
Wychylila sie przez okno.
– Zdaje mi sie, ze wiezien jest nieprzytomny – zauwazyl jeden z zolnierzy.
– Wyciagnij go z karety – rozkazal H~eron – a ty otworz brame kaplicy.
Malgorzata widziala wszystko, gdyz oczy jej przyzwyczaily sie do ciemnosci.
Dwie bezksztaltne czarne postacie ujely w ramiona ciezkie brzemie, nie dajace zadnego znaku zycia. Wkrotce owo brzemie zniklo w otworze kaplicy.
Pare slow doszlo do jej uszu:
– Jest nieprzytomny.
– To dobrze; a teraz zamknij brame.
Malgorzata krzyknela przerazliwie. Naciskala z calej sily klamke powozu.
– Armandzie, Armandzie! Idz do niego! – zawolala, tracac panowanie nad soba pod naporem dzikiego, rozpaczliwego bolu. – Pozwol mi isc do niego! Armandzie, to juz koniec. Prosze cie, w imie Boze!
– Ucisz te kobiete – rozlegl sie glos H~erona. – Zakuj ja w kajdany i tego drugiego takze. Predko.
Podczas gdy Malgorzata wyczerpywala swe watle sily w nierownej walce, Armand wydarl klamke z reki zolnierza, stojacego na strazy.
Byl poludniowcem i wiedzial, w jaki sposob zmylic przeciwnika, jak to ma miejsce w walce bykow. Powalil jednego o ziemie i skoczyl ku bramie kaplicy.
Straz, zaatakowana tak niespodzianie, nie czekala na rozkazy. Otoczono Armanda, jeden z zolnierzy wyciagnal szable i cial nia na oslep.
Ale na razie mlodzieniec uchylil sie przed razami i parl naprzod, nie zwazajac na niebezpieczenstwo. Dosiegnal kaplicy. Jednym susem byl przy bramie, trzesacymi palcami szukajac klamki, ktorej nie mogl dojrzec. Silnym uderzeniem piesci H~eron zwalil go na kolana, ale i teraz jeszcze rece jego nie puscily drzwi. Czepial sie goraczkowo rzezbionej ornamentyki bramy, pchal i popychal ja sila rozpaczy. Przecieto mu czolo szabla, krew zalala mu oczy goracym strumieniem, ale on nie zdawal sobie z tego sprawy. Cala sila muskulow, ostatnimi wysilkami zamierajacego serca pragnal dostac sie do przyjaciela, ktory lezal tam omdlaly, opuszczony, moze martwy.
Ознакомительная версия. Доступно 13 страниц из 64
Похожие книги на "Eldorado", Orczy Baroness
Orczy Baroness читать все книги автора по порядку
Orczy Baroness - все книги автора в одном месте читать по порядку полные версии на сайте онлайн библиотеки mir-knigi.info.